W warszawskiej Kinotece odbył się pokaz filmu dokumentalnego produkcji Centrum Życia i Rodziny pt. „To nic takiego”, przedstawiającego zagrożenia płynące z powszechnie promowanej edukacji seksualnej wg standardów WHO. Film jest niezwykle ważny także ze względu na to, że ujawniono w nim dotychczas nieznane fakty na temat podstaw edukacji seksualnej i jej twórców. Film
Sypialniawka - sekcja edukacji seksualnej Jeśli masz jakieś pytanie, albo wątpliwość na temat edukacji seksualnej i pokrewnych tematów, to śmiało napisz, a inni członkowie odpowiedzą zgodnie ze
Rozwój seksualny, odpowiedzialne relacje angażujących się partnerów, satysfakcja seksualna, brak zaburzeń, przemocy i innych destruktywnych działań związanych bezpośrednio z seksualnością. Edukacja seksualna powinna dotyczyć całego życia człowieka, nie natomiast wybiórczo skupiać się np. wyłącznie na okresie dojrzewania.
Podobnie jest z książkami o edukacji seksualnej dla liceów, w których piszą o ogromnym popędzie seksualnym u chłopców i jego odwrotności u kobiet. +JĘZYKA I MENTALNOŚCI NASZYCH PRZODKÓW- już tak wchłonęliśmy język przodków, że nie zwracamy uwagi na jego ograniczenia.
Międzynarodowe prawo humanitarne oraz jego zasady. Międzynarodowe prawo humanitarne (MPH), zwane także prawem konfliktów zbrojnych, jest częścią międzynarodowego prawa publicznego. Chroni ono osoby nieuczestniczące i przestające uczestniczyć w konfliktach zbrojnych, a także ogranicza metody i środki prowadzenia tych konfliktów.
Czy powinniśmy mieć prawo do edukacji seksualnej (+ petycja) 2019-11-11 14:34:06; Co sądzisz o edukacji seksualnej w szkołach (Ankieta)? 2015-07-20 15:46:46; Jak myślisz, jakiej orientacji seksualnej jest Skrillex ? 2012-12-14 21:33:03; Czy jesteś za wprowadzeniem poszerzonej edukacji seksualnej w Polskich szkołach ? 2011-09-12 21:38:27
. O tym jak uczyć o seksualności możemy dowiedzieć się z najnowszej publikacji dotyczącej edukacji seksualnej opracowanej przez UNESCO i WHO w 2018 r. RPO zapytał o najnowsze rekomendacje po tym, jak przeciwnicy warszawskiej „Deklaracji LGBT+” zaczęli się odwoływać w debacie do wcześniejszych dokumentów WHO Przy okazji WHO przesłało Polsce zestaw materiałów na temat sposobów prowadzenia edukacji seksualnej w różnych państwach świata oraz aktualne dane potwierdzające pozytywne skutki tych działań Wobec licznych kontrowersji, które narosły w toku debaty wokół edukacji seksualnej i standardów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do dr Palomy Cuchi, dyrektorki Przedstawicielstwa WHO w Polsce, z prośbą o wyjaśnienie, jakie standardy WHO należy uznać za aktualne i jak powinno się je interpretować. Pytanie to Rzecznik skierował w związku z wezwaniem otrzymanym od Rzecznika Praw Dziecka w sprawie „Deklaracji LGBT+”[1]. W odpowiedzi wskazano, że najnowszą międzynarodową publikacją zawierającą rekomendacje dotyczące edukacji seksualnej jest dokument opracowany przez UNESCO i WHO w 2018 r., który zawiera też informacje na temat sposobów prowadzenia edukacji seksualnej w różnych państwach świata oraz aktualne dane potwierdzające pozytywne skutki tych działań. Do pisma do Rzecznika Praw Obywatelskich WHO dołączyła także dokumenty podsumowujące najistotniejsze aspekty stanowiska i wytycznych WHO w obszarze edukacji seksualnej. Na ich podstawie, a także w oparciu o analizę przebiegu debaty publicznej na ten temat, opracowaliśmy fakty i mity dotyczące edukacji seksualnej w Polsce, z perspektywy Rzecznika Praw Obywatelskich. Poniżej przedstawiamy także polskie tłumaczenie pełnej odpowiedzi Przedstawicielki WHO w Polsce oraz anglojęzyczne wersje publikacji i dokumentów załączonych do skierowanego do RPO pisma. MIT: Edukacja seksualna prowadzi do seksualizacji i demoralizacji dzieci i młodzieży. Wyniki badań przeprowadzonych w wielu państwach jednoznacznie wskazują, że profesjonalna i prowadzona w szkole edukacja seksualna nie skutkuje wcześniejszym rozpoczęciem współżycia seksualnego przez młode osoby. Wręcz przeciwnie – przekazywane w czasie takich zajęć informacje skłaniają do odpowiedzialnych, przemyślanych i bezpiecznych decyzji i zachowań seksualnych. Doświadczenia krajów, w których edukacja seksualna jest obowiązkowa od lat, dostarczają dowodów na jej pozytywne skutki. Należy wśród nich wymienić: obniżenie liczby niechcianych ciąż wśród nastolatek, spadek zachorowań na infekcje przenoszone drogą płciową wśród osób w wieku 15-24 lat, spadek zakażeń wirusem HIV wśród osób w grupie wiekowej 15-24 lata, zmniejszenie skali homofobii i motywowanej nią przemocy, spadek liczby przestępstw na tle seksualnym. Poza tymi potwierdzonymi statystycznie korzyściami, edukacja seksualna ma też szereg pozytywnych skutków w wymiarze emocjonalno-społecznym. Wbrew dominującej opinii przedmiotem takich zajęć nie są bowiem tylko kwestie fizyczno-biologiczne. Prowadzone właściwie, według przemyślanego i dopasowanego do grupy wiekowej programu, lekcje edukacji seksualnej pomagają rozwijać u młodych osób szacunek do innych i samych siebie, budować poczucie własnej wartości, a w konsekwencji, także kształtować zdrowe, silne i wartościowe relacje i związki. (zob. Policy Brief no. 2 - Sexuality education: What is its impact?) MIT: Zajęcia edukacji seksualnej prowadzone w szkole naruszają prawo rodziców do wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami. W obecnym stanie prawnym w Polsce treści dotyczące wiedzy o życiu seksualnym człowieka są w szkole przekazywane w ramach zajęć „Wychowanie do życia w rodzinie”, z których rodzice mogą zwolnić swoje niepełnoletnie dziecko. W przypadku, w którym to organizacje pozarządowe chciałyby współprowadzić takie zajęcia jako dodatkowe, muszą uzyskać wcześniej zgodę dyrektora szkoły i pozytywną opinią rady rodziców. Przepisy zapewniają więc rodzicom co do zasady pełną realizację ich prawa do wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami w odniesieniu do zajęć o seksualności. W opinii RPO przyjęte obecnie rozwiązania są jednak niesatysfakcjonujące – zarówno pod względem podręcznika wykorzystywanego na zajęciach „Wychowanie do życia w rodzinie”[2], jak i fakultatywnego charakteru tych zajęć. Również z najnowszych informacji gromadzonych przez WHO wynika, że najlepszym i najskuteczniejszym sposobem na edukację seksualną jest wprowadzenie obowiązkowych zajęć w szkole. Takie rozwiązanie gwarantuje dotarcie do szerokiego grona dzieci i młodzieży, profesjonalną realizację opracowanego wcześniej i dostosowanego do grupy wiekowej programu nauczania, a także przekazywanie treści w środowisku, które co do zasady powinno być dla wszystkich uczniów przestrzenią bezpieczną i sprzyjającą rozwojowi (zob. Policy Brief no. 4 - Why should sexuality education be delivered in school-based settings?) . Czy obowiązkowa edukacja seksualna nie naruszałaby w takim razie prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami? Nie, bo prawo to nie ma charakteru absolutnego, a jego granice, tak jak w przypadku pozostałych praw i wolności, wyznaczają inne normy rangi konstytucyjnej i ustawowej. Prawo do otrzymania rzetelnej edukacji seksualnej wynika przede wszystkim z prawa do nauki, a także, jak wskazuje WHO, z prawa do ochrony zdrowia i dostępu do informacji ze zdrowiem związanych. Rodzice nie mogą oczekiwać, że wszystkie treści przekazywane dzieciom w szkole będą zgodne z ich światopoglądem (co potwierdził też Trybunał Konstytucyjny i Europejski Trybunał Praw Człowieka[3]). W przypadku edukacji seksualnej to prawa dzieci powinny być potraktowane priorytetowo. MIT: Standardy WHO wskazują, że edukacja seksualna powinna być prowadzona już w żłobkach i przedszkolach. Jednym ze sloganów najczęściej używanych w toku debaty publicznej przez przeciwników edukacji seksualnej zgodnej ze standardami WHO, stał się zarzut, że zakładają one „uczenie 4-latków masturbacji”. Podstawą jego sformułowania, a tym samym źródłem emocji i kontrowersji, jest matryca z publikacji „Standardy edukacji seksualnej w Europie” wydanej przez Biuro Regionalne WHO dla Europy i niemieckie BZgA (Federalne Centrum Edukacji Zdrowotnej) w 2010 r., w której uwzględniono już grupy wiekowe 0-4 a także 4-6 lat. Niewłaściwym uproszczeniem jest jednak stwierdzenie, że dokument przewiduje edukację seksualną dla dzieci w takim wieku, a tym bardziej, że edukacja ta ma obejmować „naukę masturbacji w przedszkolach”. Matryca wskazuje na (potwierdzone naukowo) zmiany w zachowaniu dzieci na kolejnych etapach ich rozwoju, w tym na pojawiające się i rosnące zainteresowanie własnym ciałem. Następnie uwzględnia te szczególne etapy rozwoju i proponuje jak przekazać wiedzę odpowiednią dla danego wieku. Nie tylko na temat seksualności rozumianej biologicznie i fizycznie, ale też – a może przede wszystkim – rozumianej emocjonalnie i psychologicznie. Przy tym wszystkim natomiast, zarówno sama matryca jak i cała publikacja oraz pozostałe publikacje WHO, stanowią jedynie sugestie ekspertów. Nie są ani gotowym planem zajęć lekcyjnych, ani przepisami prawa. Z samych dokumentów WHO wynika, że kluczowym aspektem wprowadzenia edukacji seksualnej są właściwe konsultacje, korzystanie z doświadczeń innych państw, a także wsparcia krajowych i międzynarodowych organizacji. Program takich zajęć musi być bowiem rzetelnie przygotowany w drodze wieloetapowych działań – na to właśnie wskazują zalecenia WHO, nie na „naukę masturbacji w przedszkolach” (zob. Policy Brief no. 3 -Introducing sexuality education: key steps). MIT: Tematy dotyczące seksualności człowieka są na tyle osobiste i wrażliwe, że nie powinny być poruszane z dziećmi i młodzieżą poza domem rodzinnym. Argumentem wielokrotnie formułowanym przeciwko prowadzeniu edukacji seksualnej w szkole jest pogląd, że tematy te dotykają sfery prywatnej, w którą nie powinien ingerować nikt poza rodzicami dziecka. Wyobrażenie, że dzieci, a tym bardziej nastolatkowie, nie stykają się w życiu codziennym z seksualnymi treściami wydaje się być natomiast oderwany od rzeczywistości. Jak wskazuje dr Paloma Cuchi: „Niektórzy rodzice myślą, że jeśli oni nie rozmawiają o seksie, to dzieci nigdy się z nim nie zetkną. Tymczasem dzieci są bombardowane tego typu informacjami przez media, filmy, internet, słyszą je od swoich kolegów w szkole czy z wielu innych źródeł. Skoro milcząco przyzwalamy na to, żeby nasze dzieci czerpały wiedzę z niepewnych źródeł, to dlaczego sprzeciwiamy się jakościowej edukacji seksualnej? Przecież chodzi w niej o wyposażenie dzieci w narzędzia, dzięki którym będą zdrowsze w przyszłości”[4]. Trudno nie zgodzić się, że edukacja seksualna, prowadzona przez specjalistów i w oparciu o przemyślany program nauczania, ma szansę zniwelować negatywne skutki, które może wywierać medialno-internetowy przekaz na temat seksualności, docierający do dzieci w niepełnej, zniekształconej, wyrwanej z kontekstu i niekontrolowanej formie. Nie wszyscy rodzice są w stanie i chcą prostować i uzupełniać te informacje na własną rękę w domu. Jednostronna wola i starania rodziców też nie wystarczą do efektywnej rozmowy. Młode osoby czują się natomiast w znamienitej większości niezręcznie omawiając temat seksualności z rodzicami i, odwrotnie do wyobrażonego poglądu, kwestie osobiste i wrażliwe wolą poruszać w środowisku szkolnym niż w domu (zob. Policy Brief no. 1 – Sexuality Education – what it is?). MIT: Debata o edukacji seksualnej rozpoczęło podpisanie przez Prezydenta Warszawy Deklaracji LGBT +. Pojawiające się w debacie publicznej komentarze mogą sugerować, że „Deklaracja LGBT+”, zakładająca prowadzenie w warszawskich szkołach zajęć z edukacji seksualnej zgodnej ze standardami WHO, zainicjowała nieznany wcześniej w Polsce koncept. W rzeczywistości, pewna forma edukacji seksualnej jest obecna w polskim programie nauczania (jako przedmiot „Wychowanie do życia w rodzinie”), a obowiązek dostosowania jej do prawnych zobowiązań i międzynarodowych standardów od lat postuluje Rzecznik Praw Obywatelskich[5]. Konieczność prowadzenia rzetelnej edukacji seksualnej wynika wprost z prawa młodych osób do jej otrzymania. Na to to prawo wskazuje natomiast zarówno Konstytucja RP, jak i ratyfikowane przez Polskę (a tym samym stanowiące w Polsce prawo powszechnie obowiązuję) umowy międzynarodowe – w tym Konwencja o prawach dziecka, Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz Konwencja Rady Europy o ochronie dzieci przed seksualnym wykorzystywanie niegodziwym traktowaniem w celach seksualnych. W polskich przepisach ustawowych (ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży) także wskazano na obowiązek wprowadzenia do programów nauczania szkolnego wiedzy o życiu seksualnym człowieka. Konieczność dostosowania takich zajęć do międzynarodowych standardów wielokrotnie zalecały Polsce organy ochrony praw człowieka, które na przestrzeni swojej działalności sformułowały podstawowe założenia, które edukacja seksualna powinna spełniać dla realizacji prawa do nauki i prawa do ochrony zdrowia[6]. Warszawska Deklaracja LGBT + z pewnością nie jest więc dokumentem wprowadzającym w Polsce edukację seksualną - prowadzenie takich zajęć przewidują bowiem polskie przepisy prawa i wiążące Polskę zobowiązania międzynarodowe. [2] Prof. dr hab. Zbigniew Izdebski, Dr Krzysztof Wąż, „Ekspertyza podręczników do wychowania do życia w rodzinie dopuszczonych do użytku szkolnego, uwzględniających nową podstawę programową kształcenia ogólnego w gimnazjum”, Zielona Góra, 12 grudnia 2013 r.; Dr hab. prof. UW Barbara Fatyga, „Ekspertyza dotycząca podręczników do wychowania do życia w rodzinie dla gimnazjum”, Warszawa, 10 grudnia 2013 r. [5] Zob. Zob. Wystąpienia Generalne Rzecznika Praw Obywatelskich do Ministra Edukacji Narodowej z dnia 11 marca 2019 r., z dnia 3 grudnia 2018 r., z dnia 25 sierpnia 2017 r., z dnia 20 marca 2017 r.
Wiele mitów krąży na temat edukacji seksualnej. Rozprawiamy się tutaj z tymi najpowszechniejszymi. Mit 1: Edukacja seksualna przyspiesza inicjację seksualną Międzynarodowe badania wykazały[1], że wprowadzenie programów edukacji seksualnej do szkół często opóźnia lub zmniejsza aktywność seksualną młodzieży oraz prowadzi do częstszego stosowania antykoncepcji. Programy te są skuteczniejsze, jeżeli zaczyna się edukować, zanim młodzi ludzie rozpoczynają życie seksualne. Wiedza na temat asertywności, radzenia sobie z przemocą i presją rówieśniczą pomaga uchronić się przed wymuszoną inicjacją. Mit 2: Informacje o życiu seksualnym deprawują niewinne umysły dzieci Dorośli najczęściej zapominają, jak to było, gdy sami byli młodzi. Dzieci i młodzież to istoty seksualne i to normalne, że o seksie myślą lub chcą wiedzieć jak najwięcej. Zdecydowanie lepiej, gdy otrzymują informacje z wiarygodnych źródeł, a nie muszą szukać na własną rękę, co często prowadzi do wiary w mity i stereotypy. Mit 3: Najlepsze efekty wychowawcze daje promocja abstynencji Dorośli zapominają, że najlepszą metodą do zachęcenia młodych ludzi jest powiedzenie, by czegoś nie robili. Nawet z czystej przekory, na złość nauczycielom, młodzież potrafi robić nieodpowiedzialne rzeczy. Promowanie jedynie abstynencji seksualnej nie zniechęca do seksu i nie opóźnia wieku inicjacji seksualnej. Ma za to negatywne konsekwencje w postaci ryzykownych zachowań seksualnych młodzieży i rozprzestrzeniania się infekcji przenoszonych drogą płciową. Mit 4: Edukacja seksualna zachęca do seksu A czy pasy bezpieczeństwa w autach zachęcają do wypadków? Świadomość ryzykownych zachowań oraz konsekwencji seksu w bardzo młodym wieku nie przyspiesza decyzji o współżyciu. Kiedy młodzi ludzie wiedzą, jakie konsekwencje ma seks bez zabezpieczenia, zastanowią się, zanim zdecydują się na kontakty seksualne. Wiedza na temat różnych zachowań seksualnych nie wpływa bezpośrednio na chęć eksperymentowania w tym zakresie. Mit 5: Edukacją seksualną dzieci powinni zajmować się wyłącznie rodzice Sytuacja, w której rodzice bez skrępowania i chętnie rozmawiają z dzieckiem o różnych aspektach seksualności, jest ideałem. W praktyce zdarza się jednak rzadko. Rodzice sami mogą nie być w stanie o tym rozmawiać lub mieć bardzo konserwatywne poglądy. To z kolei może uniemożliwiać dzieciom zdobywanie wiedzy, do której zgodnie z Konwencją Praw Dziecka mają prawo. Często też w rodzinach ma miejsce przemoc i wykorzystywanie seksualne. Dlatego też konieczny jest udział szkoły w procesie edukacji. Mit 6: Dziecko nie powinno chodzić na zajęcia z edukacji seksualnej, jeżeli godzi to w uczucia religijne rodziców Trybunał Praw Człowieka w 1976 r. orzekł, że państwo musi zagwarantować obywatelom bezstronną edukację. Rodzice mają prawo do wychowywania dziecka zgodnie ze swoimi przekonaniami, jednak w szkole powinno się przekazywać wiedzę w sposób obiektywny i pluralistyczny, czyli uwzględniający różne stanowiska. Takie wychowanie nie godzi w niczyje uczucia. Mit 7: Katolicy nie powinni wiedzieć nic o seksie przed ślubem Według hierarchów Kościoła katolickiego wiedza na temat seksualności i antykoncepcji powinna być ściśle reglamentowana. Dostępna staje się ona dopiero na naukach przedmałżeńskich przed ślubem i podawana jest jedynie w zakresie dopuszczalnym przez Kościół. Nie potrafimy jednak przytoczyć żadnego racjonalnego argumentu za tym, by osoby wierzące nie mogły wiedzieć, jakie są metody antykoncepcyjne lub ryzykowne zachowania seksualne. Jeżeli ktoś nie chce stosować antykoncepcji hormonalnej czy prezerwatyw, to i tak nie będzie ich stosować. Niezmanipulowana wiedza pozwala dokonać świadomego wyboru. Edukacja seksualna nie zachęca bynajmniej do uprawiania seksu przed ślubem. Mit 8: Każdy może prowadzić zajęcia z edukacji seksualnej Każdy coś tam wie o seksie, jednak zajęcia w szkole czy innych placówkach wychowawczych powinny prowadzić osoby wykształcone i kompetentne w tej dziedzinie. Nie można powierzać ich ludziom przypadkowym, ustosunkowanym wrogo do seksualności lub przeciwnikom szerzenia wiedzy na te tematy, co, niestety, często ma miejsce w szkołach. Mit 9: Osoba prowadząca zajęcia ma prawo do nauczania zgodnie ze swoim sumieniem Wiedzę należy przekazywać w sposób obiektywny, zgodny ze współczesnymi standardami naukowymi. Podczas lekcji niedopuszczalne jest przekazywanie jedynie własnego zdania ani indoktrynacja na rzecz „jednego słusznego” światopoglądu. Każdy człowiek ma prawo do rzetelnej informacji i nie musi wysłuchiwać osobistego zdania nauczyciela. Mit 10: Edukatorzy seksualni to zboczeńcy, ich motywacja jest podejrzana Ludzie, którzy zajmują się prawdziwą edukacją seksualną, to najczęściej ideowcy, którzy wierzą w naukę i prawa człowieka. Ich osobiste motywacje mogą być różne, jednak na pewno nie promują oni rozwiązłości, ani nie zachęcają do seksu. Nie opowiadają o swoich doświadczeniach, ani nie interesują się intymnymi przeżyciami uczniów. Mit 11: Edukacja seksualna to promowanie produktów koncernów farmaceutycznych Leki na ból głowy lub przeciwko nowotworom produkują te same koncerny, jednak w tym przypadku nikt nie twierdzi, że nie powinno się o tym informować. Taki argument to czysta manipulacja. Ponadto w czasie zajęć z edukacji seksualnej, gdzie zwykle mowa jest o asertywności, seksie, prawie, mało jest miejsca na jakiekolwiek produkty farmaceutyczne. Mit 12: Wychowanie do życia w rodzinie to najlepsza nazwa dla zajęć z edukacji seksualnej Zdecydowanie nie. Zakłada ona, że seks ma miejsce jedynie w małżeństwie, że każdy młody człowiek jest heteroseksualny i założy rodzinę. Jest to oczywiście fałsz. Jeżeli prawodawcy tak bardzo obawiają się nazwy „edukacja seksualna”, proponujemy powrót do określenia „Wiedza o życiu seksualnym człowieka”. Paulina Wawrzyńczyk [1] Kirby, The impact of abstinence and comprehensive sex and STD/HIV education programs on adolescent sexual behavior,
W Wielkiej Brytanii efektem seksedukacji w szkołach jest wzrost przestępstw o charakterze seksualnym popełnianych przez nieletnich. Apelujemy do posłów, aby pomogli uchronić przed podobnym zagrożeniem dzieci w Polsce - apeluje na stronie stopaborcji Jacek Januszewski. Jak donosi brytyjski portal czternastoletni napastnik zaatakował i przez ponad pół godziny gwałcił 10-letnią uczennicę. Przesłuchanie sprawcy wykazało, że od dłuższego czasu przeglądał na komputerze w swoim pokoju strony pornograficzne. Orzekający w sprawie sędzia Robin Onions wskazał, że nieletni gwałciciel dokonał swojego aktu po starannym zaplanowaniu, a na swojej ofierze stosował metody, które widział wcześniej w filmach pornograficznych, w których "kobiety są traktowane jak przedmioty, a nie osoby". Jest to kolejny z przypadków gwałtów dokonywanych w Wielkiej Brytanii przez młodocianych chłopców uzależnionych od pornografii. Ich ofiarami padają młodsze dziewczynki - siostry i koleżanki ze szkoły. Brytyjskie media i politycy słusznie wskazują, że jedną z przyczyn wzrostu przestępstw seksualnych wśród dzieci i młodzieży jest niekontrolowany dostęp do Internetu, w którym roi się od stron pornograficznych. Z drugiej strony, większości umyka fakt, że w Wielkiej Brytanii od kilkunastu obowiązuje państwowa edukacja seksualna, polegająca głównie na informowaniu o biologicznych kwestiach związanych z ludzką seksualnością i uczeniu stosowania antykoncepcji (typ B lub C zgodnie z klasyfikacją Amerykańskiej Akademii Pediatrii). W wielu szkołach prowadzi się wręcz rozdawnictwo prezerwatyw i hormonalnych środków antykoncepcyjnych, a w kilku szkołach w Southampton bez wiedzy rodziców wszczepiono 13-letnim uczennicom antykoncepcyjne implanty W efekcie takich działań Brytyjczycy zmagają się dzisiaj z rosnącą liczbą młodocianych gwałcicieli. Nieletni odpowiadają za 20% gwałtów i 50% przypadków molestowania dzieci w Wielkiej Brytanii. Przykład Wielkiej Brytanii pokazuje dobitnie, że edukacja seksualna polegająca na przekazywaniu dzieciom i młodzieży "praktycznych" informacji na temat współżycia seksualnego stanowi dla nich jedynie zachętę do jego podjęcia. Polski rząd ramię w ramię z działaczami LGBTQ i tzw. "edukatorami seksualnymi" prowadzi działania zmierzające do wprowadzenia tego typu zajęć do przedszkoli i szkół. To od nas zależy, czy polscy uczniowie podzielą los swoich brytyjskich rówieśników. Zebraliśmy ćwierć miliona podpisów pod projektem "Stop pedofilii", teraz musimy dopilnować, żeby we wrześniu posłowie podjęli słuszną decyzję i uchronili dzieci przed demoralizacją. Źródło:
W Wielkiej Brytanii rodzice coraz częściej zabierają swoje dzieci ze szkół. Powodem takiego stanu rzeczy jest nauczanie na lekcjach bez ich wiedzy i zgody o relacjach w kontekście dewiacji seksualnych. Michał Król SJ – Watykan Jak podają lokalni obserwatorzy, częstym przeświadczeniem wśród rodziców jest poczucie, że szkoła wyszła daleko ponad cele wychowawcze i stała się czymś „niebezpiecznie ideologicznym”. Wielkim echem temat ten odbija się szczególnie w miejscach, gdzie żyje duża mniejszość muzułmańska, ale także wśród żydów, chrześcijan i osób nie uważających siebie za religijne. O to czy można zagwarantować, że wiara i wartości jakie dzieci otrzymują w domu od rodziców, nie będzie zagrożona przez system edukacji, Damiana Hindsa zapytał angielski tygodnik Catholic Herald. Odpowiednik polskiego ministra edukacji w Wielkiej Brytanii podkreśla rozgraniczenie pomiędzy „wychowaniem do relacji” i „wychowaniem seksualnym”. Pierwsze z nich ma być obowiązkowe, drugie natomiast opcjonalne. „Szkoły o charakterze religijnym mogą reflektować na tych zajęciach nad swoim etosem oraz nad tym, jak nauczać tych przedmiotów” – mówi Hinds. Sceptyczni co do takiego postawienia sprawy są niektórzy członkowie parlamentu. Nie wiadomo, czy poprzez „wychowywanie do relacji” dzieci nie będą zmuszone do oswajania się ze szkodliwymi ideologiami. „Jakie kroki są podjęte, aby przeciwdziałać «edukacji seksualnej» pod płaszczykiem innej nazwy” – pyta Julian Lewis z parlamentu brytyjskiego. Edward Leigh z Izby Gmin dziwi się natomiast, że szanując prawa rodziców do edukacji seksualnej swoich dzieci, depcze się jednocześnie te do wychowania do relacji. Sekretarz ds. Edukacji twierdzi jednak, że w materiałach wychowawczych mają znaleźć się również te przygotowane przez katolickie środkowiska wychowawcze oraz że szkoły powinny konsultować rodziców, jeżeli chodzi o treść tych materiałów.
Antykoncepcja to „pozbycie się człowieka”, zapłodniona komórka ma zdolność komunikacji z kobietą, a przez prezerwatywy przenikają plemniki i choroby zakaźne. O tym uczniowie szkół średnich usłyszą na warsztatach realizowanych w ramach programu „W stronę dojrzałości”. Ministerstwo zdrowia przeznaczyło na projekt prawie 10 mln złotych. Przez 40 godzin zajęć uczniowie prawie 80 proc. polskich szkół średnich będą między innymi „kształcić umiejętności dokonywania właściwych wyborów w zakresie zdrowego stylu życia”. A zdaniem resortu zdrowia takie „właściwe wybory” to: późna inicjacja, ale wczesne macierzyństwo, małżeństwo zamiast związków nieformalnych, naturalne planowanie rodziny zamiast antykoncepcji, czy naprotechnologia zamiast in vitro. Szczegóły tego, co będzie się działo na zajęciach z uczniami można wyczytać z zamieszczonych na stronie wydarzenia filmów szkoleniowych. Specjalnie przeszkoleni nauczyciele-tutorzy przekażą młodzieży że:– Antykoncepcja prowadzi do depresji, chorób wątroby, a nawet zgonów.– Prezerwatywy są rakotwórcze. Występują w nich mikropory przez które przenikają choroby zakaźne i plemniki.– Zapłodniona komórka ma zdolność komunikacji z kobietą. I może do niej powiedzieć: „jestem, przyjmij mnie, przygotuj dla mnie swoją podusię, kołderkę, pulchną kołyseczkę”– Mówienie o ciąży a nie dziecku to ignorowanie ze strony partnera i może być powodem „sieroctwa prenatalnego” Program jest w całości finansowany z budżetu Ministerstwa Zdrowia. Na jego realizację resort przeznaczył prawie 10 mln zł. Partnerami projektu jest między innymi promująca katolickie wartości fundacja „Czyste serca”, a także specjalizująca się w naprotechnologii fundacja sióstr Boromeuszek. Do tej pory w ramach edukacji seksualnej szkolnej młodzieży prowadzono obowiązkowe zajęcia Wychowania do Życia w Rodzinie oraz zajęcia dodatkowe, prowadzone przez edukatorów seksualnych z organizacji pozarządowych. Jednak od ubiegłego roku Instytut na Rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris” prowadzi kampanię „Chrońmy dzieci”. W ten sposób Instytut wywiera nacisk na ministerstwo edukacji, by wyeliminowało edukatorów seksualnych ze szkół. Powód? Z raportu „Ordo Iuris” podsumowującym działalność organizacji pozarządowych w szkołach możemy wyczytać że prowadząca nowoczesną edukację seksualną Grupa „Ponton” może „zagrażać dzieciom”. Tymczasem działaczka „Pontonu”, Antonina Lewandowska w rozmowie z serwisem tłumaczy, że projekt MZ fałszuje rzeczywistość. – Z tych filmów młodzież nie dowie się, że seks może być przyjemny, że ma wartości więziotwórcze. Zamiast tego usłyszy, że in vitro jest morderstwem, a antykoncepcja zagraża zdrowiu i życiu. Nie dowie się też nic o innych orientacjach seksualnych czy tożsamościach płciowych – mówi Lewandowska. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo
brytyjski program o edukacji seksualnej