Kocha mnie osoba na litere G, J lub A. Nie ma D 😨. Lubi mnie osoba ba O lub Y. To są w Polsce imiona na Y? A co do O, to może Moja znajoma z klasy, Oliwia. Nie nawidzi mnie osoba na literę T, B lub Z. T – Tomasz z mojej klasy. B – Bartek z mojej klasy Z – nie znam dziewczyno , matka cie napewno kocha ;> może ty tego po prostu nie widzisz ? jeżeli by cię naprawdę nie kochała to założę sie że mama oddałaby cie do domu dziecka , a to ze ci mówi że masz coś przynieść to normalne , mi mama też tak mówi i nic sobie z tego nie robie. jeśli matka kogoś nie kocha nie musi go odrazu oddawać do Śmieszne imiona dla Fortnite. DONTRUKO Fortnite. Nie możesz przestać się śmiać z zabawnych i zabawnych imion, których używają Twoi znajomi Fortnite. Jeśli chcesz mieć taki właśnie taki, nie martw się, trafiłeś we właściwe miejsce. Następnie podamy Ci listę zabawnych nazw dla Fornite, których musisz użyć jako nacięcie Ta bojaźń utraty matczynej miłości jest absolutnie paraliżująca. Ale dziecku nawet do głowy nie może przyjść, że w istocie matka to nie kocha. Przecież "żyje" i "ciągnie ten krzyż" dla niego! Gdyby ktoś - jak mówi mi dzisiaj psycholożka - podszedł do tamtego mnie i powiedział, że mama mnie nie kocha, że robi rzeczy „Mama mnie nie kocha. Nie obchodzę jej i nigdy nie obchodziłam” – stwierdza Cennet. – „Taka jest przyczyna”. „Moja jedyna, gdybyś jej nie obchodziła, to czy ona chciałaby z twojego powodu zabić człowieka?” – pyta Selim. „Nie usprawiedliwiaj tej kobiety przede mną, na miłość boską! Znasz odpowiedź na pytanie: Co zrobić żeby matma mnie zaczęła zauważać i kochać? Kliknij i odpowiedz. . Nigella Lawson jest atrakcyjną brunetką w średnim wieku. Zawodowo spełniona – jest prezenterką telewizyjną i autorką książek kucharskich. Ma męża, dwoje dzieci, udane życie. Ale kulinarna bogini – jak o niej mówią – nie może uwolnić się od matki i od bagażu, jaki od niej dostała. Nie może o nim zapomnieć, choć matka od lat nie żyje. „Nigdy nie potrafiłam jej zadowolić” – wspomina Nigella w wywiadzie, jakiego udzieliła „The Financial Times” przy okazji wydania swojej nowej książki kucharskiej. Opowiada, jak jej matka – Vanessa Salmon, znana bywalczyni brytyjskich salonów i spadkobierczyni Lyons Corner House – obsesyjnie dbała o swój wygląd. „Była piękna, zabawna, ale cierpiała na zaburzenia łaknienia i depresję. Była niezwykle wrażliwa na hałas – z równowagi mógł ją wyprowadzić choćby dźwięk zgniatanej reklamówki. Wpadała wtedy we wściekłość i krzyczała na mnie: Będę cię biła tak długo, aż zaczniesz płakać!” Co to za matka, która robi coś takiego? Można przypuszczać, że skupiona na sobie i skłonna do wybuchów wściekłości Vanessa cierpiała na narcystyczne zaburzenie osobowości. Kobiet przekonanych o własnej wyjątkowości wciąż przybywa. Tylko w ubiegłym roku w USA to zaburzenie zdiagnozowano u półtora miliona pań. Od wszystkich wokół takie osoby domagają się podziwu, ciągłej adoracji. Ich poczucie własnej wartości jest równie nadmierne, co niepewne; często brak im rzeczywistych osiągnięć. Mimo to budują obraz kogoś niezwykłego i same chcą w to wierzyć. Na wszelką krytykę reagują wściek­ł­ością. Albo wycofują się za mur wyniosłości. Brak im zdolności do empatii. Wykorzystują innych – również własne dzieci – do swoich celów i wcale nie czują się winne. Ich zachowanie wywołuje w dziec­ku dręczące wątpliwości i pytanie: Kto mnie pokocha, skoro własna matka mnie nie kocha?Bądź idealna albo giń „Ona po prostu mnie nie lubiła” – wspomina Nigella relację ze swoją matką. – „Może dlatego, że urodziłam się po bracie, jej faworycie, a może dlatego, że byłam córeczką tatusia?” To nie jest tak, że każda matka lubi swoje dziecko. Miłość matki do dziecka nie rodzi się „z automatu”. A jest ważna, szczególnie dla córek. Dla nich matka staje się lustrem, w którym dostrzegają siebie i – gdy widzą zachwycone spojrzenie – odnajdują swoją kobiecość. Bywa jednak, że to one stają się lustrem dla matki. Mają odbijać jej doskonałość, niedościgłą wielkość, czując się przy tym mniejsze, niż są. Jeśli odbicie, jakie znajduje w ich oczach, nie spodoba się matce, stają się obiektem jej frustracji i złości. W rodzinach narcystycznych matek panuje atmosfera nieustannego oceniania. Ranking zdaje się nie mieć końca. Według dr Karyl McBride, autorki Legacy of Distorted Love, narcystyczne matki często nastawiają rodzeństwo przeciwko sobie, posługując się tajnymi sojuszami. Jak pisze: „Taka matka upatruje sobie jedno z dzieci na ulubieńca. Często jest to dziecko atrakcyjne fizycznie, bardzo inteligentne lub wykazujące jakiś talent. Jest jej najdoskonalszym wcieleniem, zostaje obiektem jej uwielbienia i od tej pory nie może zrobić ani powiedzieć niczego złego. Matka wybiera też drugie dziecko – tym razem na ofiarę. Zazwyczaj jest to dziewczynka, która staje się celem ataków, a tak naprawdę wyraża jej nieświadomą nienawiść do siebie i poczucie własnej bezwartościowości”. Narcystyczne matki wykorzystują mechanizm idealizacji – dewaluacji, by chronić chwiejne poczucie własnej wartości. Idealizując siebie – zarazem dewaluują córkę; stale jej coś wytykają: że jest za gruba, za chuda, za blada, za śniada, nigdy taka jak trzeba. Zaszczepiają w niej przekonanie: Jesteś tak ułomna, że poza mną nikt cię nie zaakceptuje. Bywa też odwrotnie – idealizują córkę, obarczając ją nadmiernymi oczekiwaniami. Wychwalają, dogadzają. Stawiają na piedestale... a ten szybko okazuje się pułapką. Bo od tej chwili córka MUSI być najlepsza. Oczywiście nie jest w stanie spełnić oczekiwań matki i wkrótce uwielbienie się kończy, córka zostaje brutalnie strącona z piedestału. Schemat od matki Totalna krytyka, nadmierne wymagania wobec dziecka, albo przeciwnie – obojętność i wycofanie rodzica to po prostu nadużycie w relacji z dzieckiem. „Matka stosująca przemoc psychiczną ma przerażający wpływ na poczucie własnej wartości dziecka” – pisze psycholog Daniela Schreier z Chicago School of Professional Psychology. Dzieci przeglądają się w oczach matek. Gdy widzą tam siebie jako złe, bezwartościowe i niekochane, dorastają w przekonaniu, że takie rzeczywiście są. Uważają, że reszta świata będzie to widzieć i potraktuje je podobnie jak matka. Bo dzieci informacje na swój temat czerpią, przynajmniej na początku, z jedynego, najpewniejszego źródła – właśnie od swej matki. Jeśli ona krytykuje, poniża i skąpi ciepłych uczuć, córki przestają ufać samym sobie, a wątpliwości przenoszą się na postrzeganie siebie w ogóle. To przejawia się we wszystkich ich życiowych wyborach, zwłaszcza w relacjach z mężczyznami. „Od naszych matek przejmujemy styl komunikowania się z mężczyznami, uczymy się wzorów damsko-męskich relacji, troski o nie” – tłumaczy terapeutka małżeństw i rodziny, autorka I Love My Mother, But… dr Linda Mintle. Jedna z jej klientek zapamiętała z dzieciństwa powtarzający się scenariusz: „Zamiast dążyć do rozwiązania konfliktu, matka ustępowała ojcu, a potem ostentacyjnie dąsała się w swoim pokoju. Musiałam ją wtedy zabawiać. Kiedy zamieszkaliśmy razem z partnerem, odkryłam, że bagatelizuję własne potrzeby, jednocześnie narzekając na niego za plecami, że mnie nie docenia. Dopiero po rozstaniu zrozumiałam, że odtwarzałam schematy zachowań moich rodziców”.Jestem tu dla ciebie, córeczko Narcystyczna matka zajęta jest głównie sobą, więc córka szybko musi podjąć dorosłe role. Może wydawać się w tym dojrzała i opanowana, w rzeczywistości czuje się bezradna, przestraszona. Przedwczesna dorosłość zostaje osiągnięta kosztem dziecięcej ciekawości oraz własnych wyborów czy zainteresowań. Jedna z klientek dr Schreier opowiadała, że musiała przejąć domowe obowiązki matki, niemal stając się jej miniaturą: „Osoba, jaką byłam, umierała od środka. Musiałam pozwolić tej lekkomyślnej nastolatce zniknąć, w przeciwnym razie moja mama zaczęłaby mną gardzić i nie nazywałaby mnie już swoim aniołkiem”. Karyl McBride w trakcie warsztatów dla córek narcystycznych matek słyszy wiele podobnych historii. Jedna z uczestniczek opisywała swój powracający od dziecka sen: „Tańczę w słońcu, na zielonej, pokrytej delikatnymi kwiatami polanie. Nagle skądś pojawia się cudowna, zachwycająca istota – śnieżnobiały koń, który niewzruszony moją obecnością zaczyna paść się na łące. Podbiegam do niego radosna, z jabłkiem na wyciągniętej dłoni. Ale piękna zjawa ignoruje podarunek… Wściek­le kąsa moją rękę, a potem obojętnie się odwraca”. Dzięki terapii kobieta zrozumiała, że koń ze snu reprezentuje jej tęsknotę za wyidealizowaną matką. A jednocześnie ucieleśnia tę prawdziwą, która reagowała wściekłością. Inna uczestniczka zwierzała się: „Kiedy rozmawiam z moją terapeutką, czasami chcę wskoczyć jej na kolana albo zwinąć się przy niej na kanapie i udawać, że jest moją mamusią”. Dr McBride tłumaczy swoim klientkom: „To naturalne, że odczuwacie tęsknotę za osobą, która bezwarunkowo pokocha wszystko, co was dotyczy. Chcecie poczuć jej ciepło i miłość i usłyszeć: Jestem tu dla ciebie, córeczko”. Takie poczucie daje matka „wystarczająco dobra”. Termin wprowadził brytyjski psychoanalityk Donald Winnicott, określając tak matkę, która dostosowuje się do dziecka, reaguje na jego potrzeby, podąża za nim i umożliwia mu rozwój. Nie musi, a nawet nie powinna być idealna: czasem złości się, wybucha, bywa emocjonalnie niedostępna, ale częściej stanowi źródło wsparcia niż bólu. Wiele matek od czasu do czasu okazuje córkom gniew, sztywność, brak uczuć czy zazdrość. Natomiast „trudna matka” zdaniem brytyjskiej psycholog dr Terri Apter, wykładowcy z Newnham College w Cambridge, stale przymusza dziecko i zostawia z dylematem: albo się podporządkujesz, złożysz siebie w ofierze, albo będziesz cierpieć odrzucona. Tak naprawdę o miłości nie ma tu mowy. Nawet gdy córka podporządkuje się matce, zamiast bliskości i więzi doświadczy poczucia zagrożenia, upokorzenia i rozpaczy. Która ma większe powodzenie? Narcystyczne matki nie traktują córki jako kogoś odrębnego. Funkcjonują z nią na zasadzie naczyń połączonych – dziecko jest „przedłużeniem” ich Ja i służy do podtrzymania ich samooceny. Im bardziej matka potwierdza sobie, że jest perfekcyjna, tym bardziej córka czuje się wybrakowana. Nie może być gorsza od matki, bo spotka ją pogarda. Nie może być też od niej lepsza, bo wywoła jej złość i zazdrość. Narcystyczna matka bywa zazdrosna o córkę, o jej młodość, przyszłość, możliwości. Nasila się to w okresie dojrzewania. Zaczyna się rywalizacja o to, która ma większe powodzenie. Wpływ narcystycznej matki może być tak niszczący, że córka w pewnym momencie sama nie wie, co myśli i się biorą narcystyczne matki? Przecież, jak pisze McBride, takie się nie urodziły. Jest duże prawdopodobieństwo, że w dzieciństwie one też nie były traktowane jak odrębne osoby. Być może ich też nadużyto, ich rodzice z góry wiedzieli, kim one będą, jaka będzie ich przyszłość. Okazywali im uwielbienie, ale pod warunkiem, że spełnią ich oczekiwania. I zrezygnują z siebie, by zadowolić swe które zostały wykorzystane przez swoją matkę, często potem to samo fundują na pokolenia „Dlaczego nasze matki zawsze nas krytykują? I dlaczego tak bardzo nas to dotyka?” – pyta Deborah Tannen, autorka bestselleru Ty nic nie rozumiesz! w swej kolejnej książce You’re Wearing THAT?: Mothers and Daughters in Conversation. „Uwielbiałam ją” – wspomina swoją matkę – „ale potrafiła doprowadzać mnie do szału. Im więcej przeprowadzałam wywiadów z kobietami, tym większą odczuwałam ulgę – nie byłam w tym osamotniona. Szokiem było jednak odkrycie, jak wiele córek czuło to samo. Ich związek z matką intensywnością przypominał romans – oscylujący między pasją a bólem”. Nie ma bliższej relacji niż córki z matką. Do niej najpierw dzwonimy, gdy coś się dzieje. Z nią dzielimy się każdą nadzieją. I co nierzadko słyszymy? Wspomnisz, że właśnie zaczynasz dietę, a ona pyta: Jesteś pewna, że wytrzymasz? Mówisz o propozycji nowej atrakcyjnej pracy. I słyszysz: Ale czy dasz sobie radę? Zwierzasz się, że poznałaś kogoś i serce bije ci mocniej. A ona: Uważaj, wiesz, jacy są mężczyźni. I jeszcze jej uwagi o tym, jak wyglądamy – dla matki ubranie i fryzura córki nigdy nie są takie, jak trzeba! Ta, od której najbardziej pragniemy aprobaty, często staje się naszym pierwszym i najsurowszym krytykiem. Dlaczego? Z wywiadów, jakie Tannen przeprowadziła z matkami, wynika, że większość matek nie jest tego świadoma. Tłumaczą, że „to dla dobra córek”, że „przecież chciały pomóc”. Gillian Campbell, coach rodzicielstwa i autorka Love You, Mum, pomaga kobietom zrozumieć, jak matczyne „programowanie” wpłynęło na ich życie i relacje z własnymi dziećmi. „Proszę klientki, aby nakłoniły córki do zapisania określonych zwrotów. Wspólnie omawiamy te wypowiedzi i okazuje się, że: «Nie bądź dzieckiem!» dziewczynki interpretują jako: «Nie podoba mi się, gdy jesteś taka dziecinna!», a tłumaczą sobie: «Matka mnie odtrąca, kiedy zachowuję się dziecinnie, a skoro jestem dzieckiem, w ogóle nie zasługuję na jej uznanie». W ten sposób dociera do nich negatywny przekaz”.Pod wulkanem Terri Apter dobrze wie, na czym pol... Dla jej matki szklanka jest zawsze do połowy pusta. A może nawet w ogóle jej nie ma, potłukła się w kolejnej awanturze. I Ada, jedyna córka, też jest niepełna. – Nigdy nie spełniałam jej oczekiwań, chociaż chciałam. Tylko że te oczekiwania ciągle się zmieniały. Starałam się odgadnąć, czego ode mnie chce danego dnia, bo to się zmieniało codziennie, ale nigdy mi się nie udawało – mówi Ada. Niech ona stąd idzie, nie chcę, żeby tu przychodziła, boję sięTata to był temat tabuNie pamiętam, żeby moja mama była kiedykolwiek szczęśliwaNie czuję z matką żadnej więzi Adę (imię zmienione) znam już od jakiegoś czasu, poznałyśmy się przez wspólnych znajomych. Fajna dziewczyna, otwarta, wygadana, z gatunku tych, które nie owijają w bawełnę. A przy tym ciepła i troskliwa, od razu wpadło mi w oko, że ma dobre relacje z dojrzewającą córką. Gdy spotykamy się w kawiarni, żeby porozmawiać o jej relacji z matką, mówi trochę niepewnie: – Nie wiem, czy do czegoś ci się to przyda. W moim domu nie było przecież bicia, alkoholu, przemocy jako takiej… Ale z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej przekonuję się (i sama Ada chyba też), że sprawdza się stara prawda: rany na duszy bolą nie mniej niż na ciele. Niech ona stąd idzie, nie chcę, żeby tu przychodziła, boję się Najwcześniejsze wspomnienia Ady to zapach szpitala, cztery ściany separatki, samotność przerywana jedynie wizytami panów w bieli, przychodzący wraz z nimi ból i strach. – Miałam bardzo poważne problemy ze zdrowiem, cztery razy ratowano mi życie, lekarze mówili, żeby nie spodziewać się cudów. Bardzo długo siedziałam w izolatce, nikt mnie nie mógł odwiedzać. Tylko raz na jakiś czas lekarze przychodzili zmieniać mi opatrunki, trzymali za ręce i nogi, a ja krzyczałam pomocy – opowiada Ada. Później, już po wyjściu ze szpitala, jeszcze długo bała się ludzi w białych ubraniach. Nie tylko ich. – Nie wiem, co mi zrobiła moja mama, nie pamiętam tego. Pytałam dziadka, mówił, że też nie wie. Ale nie wzięłam tego z kosmosu, coś na pewno mi musiała zrobić. Coś, co odpycha dziecko od rodzica. Inaczej bym tak na nią nie reagowała – mówi Ada. Tak, czyli: pędem lecieć do dziadka, paść na kolana, złożyć ręce jak do modlitwy, błagać „niech ona stąd idzie, nie chcę, żeby tu przychodziła, boję się”. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Zdrowie umysłu Good Sleep from Plants 60 kaps. wegański 45,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu Miralo Sen, Suplement na dobry sen, 20 kapsułek 20,99 zł Zdrowie umysłu, Odporność, Good Aging, Energia, Beauty Wimin Zestaw z głębokim skupieniem, 30 saszetek 139,00 zł Zdrowie umysłu Less Stress from Plants 60 kaps. wegański 60,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu WIMIN Głębokie skupienie, 30 kaps. 79,00 zł – A co dziadek na to? – dopytuję. Ada: – Zmuszał mnie, mówił: to twoja mama, musisz być dla niej miła, ona cię kocha. Zachowywał się tak, jakby chciał wspierać moją miłość do niej i w ogóle naszą relację. Chociaż wiedział, że moja mama ma bardzo trudny charakter i nie dogadam się z nią na dłuższą metę. Że nikt się z nią nie dogada. I tak co tydzień, gdy tylko sylwetka matki zamajaczyła za furtką. Do szóstego roku życia Adą opiekowali się bowiem dziadkowie. Na co dzień mieszkali w domku nad morzem, Ada z nimi, bo jako „chorowitka” nie chciało przyjąć jej żadne przedszkole. Skutek dobry był taki, że chłonęła świeże powietrze, wdychała jod, a matkę, której tak się bała, widywała tylko w weekendy. Skutek nijaki – że przywoziła jej dużo niepotrzebnych rzeczy, prezentów, słodyczy. Nijaki, bo Adzie było to obojętne, byleby tylko matka jak najszybciej poszła spać. – Myślę, że w ten sposób chciała mi zrekompensować to, że jej przez cały tydzień nie ma. A ja czułam przesyt, miałam mnóstwo różnych dziwnych rzeczy, których wcale nie chciałam. Skutek zły – że w ogóle nie miała kontaktu z rówieśnikami, nie wiedziała, co to w praktyce gra w klasy, w gumę, plac zabaw. I że większość dzieci ma tatę. Tata to był temat tabu Ada wie, że jest z „wpadki”. Wie też, że nie była dzieckiem niekochanym, jej matka marzyła o macierzyństwie. – Problem w tym, że moja mama może i potrafi kochać, ale nie umie tego okazać. I bardziej zabiera niż daje. Przekonała się o tym, gdy zamieszkały razem na co dzień. Ada miała wtedy sześć lat, poszła do podstawówki. – Okazało się, że każde dziecko ma mamę i tatę. Ja wcześniej tego nie zauważyłam, bo nie miałam kontaktu z rówieśnikami. Któregoś dnia zapytałam mamę, gdzie jest mój tata. I powiedziałam, że też chcę mieć, jak inne dzieci. Matka wpadła wtedy w szał, zaczęła mnie straszyć, że jeśli jeszcze raz zapytam o ojca, to wyjmie pasek i mnie zleje. I że da mi takie leki na wyciszenie, po których już nigdy o nic nie zapytam – opowiada Ada. Pasek znała już wcześniej (parę razy oberwała, ale lekko, jako straszak, dla dyscypliny), o lekach usłyszała pierwszy raz. Jeszcze wtedy nie wiedziała, jak to się na niej odbije. – Do dziś mam lekofobię. Tabletka przeciwbólowa jeszcze przejdzie, ale z każdym innym lekiem mam problem. Muszę przeczytać kilka razy całą ulotkę, pięć razy zastanowić się, czy po nim nie umrę, antybiotyków w ogóle nie biorę, bo mam schizę – wyjaśnia Ada. Tłumaczenia, że przecież ludzie biorą leki, jak muszą, i nic się nie dzieje, nie działają. – Ten lęk jest u mnie tak silny, że nie jestem w stanie przełknąć tabletki. A jeśli już jakoś przełknę, to od razu serce mi wali, coś się ze mną dzieje. Reprymenda skutek miała jeszcze taki, że ojciec Ady przeszedł całkiem do lamusa. – Tata to był temat tabu. Nie miałam z nim w ogóle kontaktu, nie wiem, czy przychodził, czy dzwonił. Wiem, że mieliśmy zastrzeżony numer telefonu, kilkanaście razy go zmienialiśmy. Rozmawiałam o tym z babcią, ale niewiele wiedziała, gdy moja mama związała się z tatą, nie było jej wtedy w mieście – mówi Ada. Ze skrawków (i to mglistych) wspomnień złożyła sobie jedynie obraz przemocy domowej. – Moi rodzice rozstali się, gdy miałam około czterech lat. Pamiętam tylko, że wtedy i później bawiłam się lalkami po cichu. I że w tej zabawie zawsze ktoś kogoś bił po twarzy. Może dlatego jest w Adzie cień wyrozumiałości dla matki. Mówi: – Wiem, że swoje przeszła. Nie miała łatwego dzieciństwa, była w trzech małżeństwach, gdzie pojawiała się przemoc. Należałaby się jej porządna terapia, żeby doszła do porozumienia z samą sobą. Więcej jest jednak w niej żalu i niezrozumienia. Na przykład dla matczynych paranoi, które zniewalały Adę. – Nie mogłam wychodzić z domu, bo mama bała się, że ktoś do mnie podejdzie, wbije mi strzykawkę albo da narkotyki. Gdy zaczęłam sama chodzić do szkoły, śledziła mnie, widziałam nieraz, jak czai się za mną. Dla niej zagrożenie czyhało wszędzie. To dlatego matka podpuściła swojego brata, żeby zbliżył się do Ady i wybadał, co się u niej dzieje. Czyli, mówiąc wprost, żeby szpiegował. A gdy wujek przeszedł do kontrofensywy (bo zaprzyjaźnił się z Adą), matka postawiła sobie za cel, by zniszczyć tę znajomość. Dlatego codziennie, nawet gdy Ada była jeszcze smarkulą, miała 10-11 lat (od czwartej klasy podstawówki), po powrocie ze szkoły matka świeciła jej w oczy latarką i oskarżała: ćpałaś! Dlatego co weekend wywoziła ją do dziadków, setki kilometrów od domu. Żeby „nie wpadła w złe towarzystwo”. Tylko do pracy wolno jej było wychodzić, tam nie było żadnych zagrożeń. – Pracuję od 14. roku życia, zaczynałam jako hostessa. Zaczęło się od tego, że potrzebowałam nowych spodni. Matka stwierdziła: skończyłaś 14 lat, możesz iść i sobie sama zarobić. Tu jedynym problemem było to, żebym nie zarobiła za dużo, bo by w rozliczeniach księgowych musiała dopłacać zamiast dostać zwrot. – Miałaś jakieś kary? – pytam. – Nigdy nie padało takie określenie. Po prostu nie mogłam nigdzie wychodzić. Mam wrażenie, że całe życie z nią miałam jedną wielką karę. Nie pamiętam, żeby moja mama była kiedykolwiek szczęśliwa – Z moją mamą nie dało się nigdy o niczym porozmawiać, bo wszystko ją denerwuje – tłumaczy Ada. Gdy pytam, co konkretnie, Ada wylicza tak długo, że można by z tej listy upleść litanię Matki Polki Toksycznej. Introwertyczna, nie potrafi nawiązywać relacji, czasem próbuje, ale z marnym skutkiem, bo wtedy udaje kogoś innego. Po prostu nie lubi ludzi. Albo inaczej: niby lubi, ale na chwilę, każdy prędzej czy później (raczej prędzej) zaczyna ją drażnić. A wtedy się czepia. O co? O wszystko. Że w sobotę spała za długo, bo nikt jej nie obudził. Albo za krótko, bo ktoś ją obudził. Że ktoś krzywo na nią spojrzał. W ogóle spojrzał. Albo właśnie nie spojrzał. Że się nic nie mówi. Albo przeciwnie, niepytanym odzywa. Że telewizor gra za głośno. Za cicho. Że w ogóle jest włączony, jak nie powinien. Że na obiad jest mięso, a ona jednak nie je. Albo że w ogóle jest obiad, skoro ona się odchudza. Że Ada założyła spodnie. Albo spódnicę. Że do późna siedziała nad lekcjami. Albo że za krótko siedziała. Czyli: wiecznie niezadowolona. – Nie pamiętam, żeby moja mama była kiedykolwiek szczęśliwa. Miała momenty, kiedy wydawała się zadowolona. I zawsze się wtedy zastanawiałam, czy nie udaje – wspomina Ada. Dla jej matki szklanka jest zawsze do połowy pusta. A może nawet w ogóle jej nie ma, potłukła się w kolejnej awanturze. I Ada, jedyna córka, też jest niepełna. – Nigdy nie spełniałam jej oczekiwań, chociaż chciałam. Tylko że te oczekiwania ciągle się zmieniały. Starałam się odgadnąć, czego ode mnie chce danego dnia, bo to się zmieniało codziennie, ale nigdy mi się nie udawało. Awantura to wtedy kwestia czasu. – Moja matka tak się nakręcała, że chodziła przez godzinę po domu, trzaskała drzwiami i po prostu się darła, my siedzieliśmy jak myszki pod miotłą. Jak dziadkowie przyjeżdżali w odwiedziny i trafiali na awanturę, to dziadek gasił światło w kuchni i siedział po ciemku albo szedł na balkon i milczał, dopóki mama nie poszła spać. Babcia zamykała się w łazience i się modliła. A ja? Siedziałam w pokoju i czekałam, aż to się skończy. Albo szłam do babci do łazienki i udawałyśmy, że coś robimy, na przykład myjemy zęby. I płakałam, bo się bałam – opowiada Ada. I dodaje, że tak indywidualnie, wobec niej, matka największe awantury robiła wtedy, gdy przez jej ciągłe narzekanie choćby bezwiednie Ada przewróciła oczami czy westchnęła. – Do pewnego czasu nie rozumiałam, o co jej chodzi. Później zdałam sobie sprawę, że przez to po prostu nie lubię swojej mamy. – Nikt z was nie zapytał nigdy: o co ci, kobieto, chodzi? – Nie było i nie ma takich pytań. Gdybyś je zadała, zniszczyłaby cię psychicznie. A na końcu zrobiłaby z siebie ofiarę. Popłakałaby się i stwierdziła, że wszyscy jej nienawidzą. Nie czuję z matką żadnej więzi Przez pewien czas Ada chciała matce pomóc, bo „już nie dało się z nią żyć”. Pogadała ze znajomym psychologiem, poprosiła: „zobacz, co można z tym zrobić”. – Ale psycholog stwierdził, że mama się nie nadaje na tę chwilę do terapii, bo nie jest otwarta na zmianę. Uważa, że jest nieomylna, wręcz fantastyczna, to inni mają problem. Dzisiaj Ada sporadycznie rozmawia z matką przez telefon, zazwyczaj wtedy, gdy ta dzwoni, że czegoś potrzebuje. Przeważnie jednak rozmowa kończy się płaczem matki: „za co ty mnie tak nienawidzisz” lub rzuceniem przez nią słuchawki. Na żywo widują się dwa-trzy razy w roku. Na święta i z okazji dnia babci, bo nie chce, żeby jej córka ucierpiała na ich toksycznej relacji. – Ja sama nie czuję potrzeby, żeby się z nią zobaczyć. Nie czuję z nią żadnej więzi – wyjaśnia Ada. Ale i jej córce babcia dała się już we znaki. – Moja córka powiedziała mojej mamie w twarz, że się jej boi. Przyznaje też, że na długo przed tym, jak sama zaszła w ciążę, wyznaczyła sobie najważniejszy cel w życiu. – Nie być taka jak moja mama. Od podstawówki patrzyłam na nią i myślałam sobie: nigdy taka nie będę, nie będę się tak zachowywała, nie zrobię moim dzieciom tego, co ona mi zrobiła – wyjaśnia. Ada już od podstawówki brała bowiem środki na uspokojenie, w liceum dodatkowo sama zapisała się do psychologa. – Miałam stany lękowe, budziłam się w bezdechu w nocy, nie umiałam sobie poradzić z tym, jak bardzo się boję, gdy jest w pobliżu. Po prostu trzęsłam się wewnętrznie, bo ona była jak bomba, która lada moment wybuchnie – opowiada. Do dzisiaj Ada bardzo się pilnuje, żeby nie pójść w ślady matki. – Jak tylko widzę, że pojawia się u mnie cień zachowania takiego, jak u niej, robię odwrót o 180 stopni. Dzięki temu z każdej negatywnej sytuacji w moim życiu, a jest ich sporo, staram się wyciągać pozytywne wnioski, zupełnie inaczej niż moja mama. Mam po prostu obsesję na punkcie tego, żeby nie być taka jak ona. Teraz jej ta toksyczna relacja z matką już nie boli. Ani fizycznie, ani psychicznie. – Nie traktuję jej jako mamę, nawet u mnie w telefonie jest zapisana jakimś nic nieznaczącym szyfrem. Ale dalej strasznie się wstydzę przed światem, że mam taką matkę. Wymyśliła sobie, że cały świat sprzysiągł się przeciwko niej, że jest zły. A tak naprawdę to ona jest zła. Zobacz także Reading 3 minViews Mówi się, że członkowie rodziny są najbliżsi, szczególnie mama. No cóż, w końcu nosi dziecko pod sercem dziewięć miesięcy, dba o siebie i swoje nienarodzone maleństwo, nie śpi po nocach, bo w każdej pozycji jest niewygodnie, potem rodzi i oddałaby wszystko dla swojego małego szkraba. Tak właśnie to powinno wyglądać, ale nie w moim przypadku. Ja i moja mama jesteśmy zupełnie innymi ludźmi, nigdy nie miałyśmy wspólnego języka, cokolwiek działo się źle w moim życiu, nie miałam od niej żadnego wsparcia. Wszystkie moje pomysły od razu gasiła swoim negatywnym podejściem do życia, nic jej się nie podobało, cokolwiek bym zrobiła lub powiedziała. W opinii mojej matki byłam głupim i nieinteligentnym dzieckiem, które nic nie potrafiło i do niczego nie dojdzie, nie rozumiałam, dlaczego tak mnie traktuje. Jednak jak czegoś potrzebowała od razu prosiła mnie o pomoc i nie przyjmowała odmowy. Przynajmniej mój tata mnie kochał i wspierał, zawsze na niego mogłam liczyć, byłam jego ukochanym dzieckiem. Mieszkał osobno, byli z matką po rozwodzie, po kilku latach ich małżeństwo się wypaliło, płacił na mnie alimenty, z których nawet nie dostawałam kieszonkowego. Po pewnym czasie postanowiłam wyjechać z rodzinnego miasta do stolicy, w poszukiwaniu lepszego życia i osobistego szczęścia. Jak tylko moja mama się dowiedziała, od razu wpadła w histerię, zaczęła mówić słowa, których nie zapomnę do końca życia. Powiedziała mi, że jej głównym powodem, dla którego mnie przy sobie trzymała, były pieniądze, które płacił na mnie mój ojciec. Nie mogłam w to uwierzyć, to mówi matka, która urodziła i wychowała własne dziecko? Po tych słowach jeszcze bardziej chciałam wyjechać i zrobiłam to. Teraz mieszkam w pięknej stolicy, mam własne, duże mieszkanie, firmę, dwoje dzieci i wspaniałego męża. Kiedy mama mówiła, że do niczego w życiu nie dojdę, zatykałam uszy i wmawiałam sobie, że to nie prawda. Miałam rację, uwierzyłam w to, że moje życie kiedyś będzie inne i tak się stało. Kocham moje dzieci i męża ponad wszystko, nie wyobrażam sobie bez nich mojego życia.

moja mama mnie nie kocha